Jest z panem coraz gorzej, wkrótce pan umrze, ale proszę się nie martwić, ciągle mierzymy panu puls i będziemy to robić aż do końca. Tak najkrócej można streścić dotychczasowy stosunek państw członkowskich, w tym Polski, do sztandarowego elementu unijnej ochrony przyrody jakim jest ochrona siedlisk przyrodniczych czyli naturalnych typów ekosystemów uznanych w Unii za zagrożone np. jezior lobeliowych, łąk trzęślicowych, torfowisk wysokich czy lasów łęgowych. Od roku 1992 ginące siedliska przyrodnicze są w Unii Europejskiej chronione na mocy Dyrektywy Siedliskowej, przede wszystkim w sieci obszarów Natura 2000, jednak podejmowane dotychczas działania lub zaniechania, choć dla wielu typów siedlisk być może zahamowały postępującą degradację, nie spowodowały znaczącej poprawy ich stanu ochrony. Wyniki oceny stanu ochrony siedlisk przyrodniczych w Polsce, zaprezentowane w ostatnim dostępnym raporcie przedstawionym Komisji Europejskiej w roku 2019, zawierają dane dla 81 typów siedlisk. Na koniec okresu objętego sprawozdaniem, obejmującego lata 2013-2018 stan ochrony zaledwie około 20% z nich był właściwy (w dokumentach „unijnych” oznaczany symbolem FV), siedliska w stanie niezadowalającym (U1) stanowiły około 43%, a siedliska w stanie złym (U2) około 35%. Stan ochrony około 2% siedlisk był nieznany (XX).

Największym zagrożeniem dla stanu ochrony siedlisk przyrodniczych w Polsce, podobnie zresztą jak w całej Europie, jest szeroko rozumiana działalność człowieka lub jej zaniechanie. Jeziora degradują zanieczyszczania i eutrofizacja wód, mokradła obniżanie się poziomu wód gruntowych, łąki giną w wyniku osuszania i zmian sposobów użytkowania, lasy w wyniku nadmiernych wycinek. Łącznie z intensyfikacją działania czynników związanych z postępującymi zmianami klimatycznymi (także będących skutkiem działalności człowieka) oddziaływania antropogeniczne są przyczyną większości niekorzystnych zmian zachodzących w siedliskach przyrodniczych. A zły stan siedlisk to wyrok dla tysięcy powiązanych z nimi zagrożonych gatunków.

Dlatego ochrona siedlisk przyrodniczych w Nature Restoration Law, a raczej zmuszenie państw członkowskich do poważniejszego i skuteczniejszego przeciwdziałania pogarszaniu się ich stanu, jest jednym z najistotniejszych elementów rozporządzenia. Zgodnie z treścią artykułu 4 państwa członkowskie muszą wdrożyć środki ochronne niezbędne do doprowadzenia do dobrego stanu siedlisk przyrodniczych wymienionych w aneksie do rozporządzenia– do roku 2030 na 30% areału, do roku 2040 na 60% areału, a do roku 2050 na 90% areału. Wartości te nie dotyczą pojedynczych siedlisk lecz grup w jakie zestawiono je w rozporządzeniu (np. lasów, mokradeł, wód z aluwiami). Zapisy dotyczą także siedlisk poza obszarami Natura 2000. Lista siedlisk lądowych odpowiada siedliskom „naturowym”, natomiast lista siedlisk morskich jest inna i szersza.

Państwa członkowskie muszą w przygotowywanych na mocy rozporządzenia planach krajowych, określić referencyjne zasoby poszczególnych typów siedlisk i odtworzyć brakujące zasoby do wielkości podanych wcześniej dla każdej z grup siedlisk. Wybór obszarów do w/w działań ma następować na podstawach naukowych. Państwa muszą także zagwarantować, że udział areału siedlisk we właściwym stanie ochrony będzie wzrastał, aż do osiągnięcia 90% oraz zapewnić niepogarszanie stanu siedlisk przyrodniczych wymienionych w aneksie rozporządzenia, nie tylko w obszarach Natura 2000, ale całym krajowym areale. Choć przewidziano wyjątki – może nimi być siła wyższa, nieuniknione konsekwencje zmian klimatycznych lub nadrzędny interes publiczny, jednak przy braku rozwiązań alternatywnych, a na obszarach Natura 2000 dodatkowo z zapewnieniem kompensacji.

Przez wszystkie te lata, od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej i początku wdrażania programu Natura 2000, naiwnie myślałem, że obowiązek niepogarszania stanu siedlisk przyrodniczych, a także obowiązek ich odtwarzania i utrzymania w dobrym stanie w skali całego kraju, wynikają z zapisów samej Dyrektywy Siedliskowej i jej transpozycji do prawa krajowego. Wydawało mi się, że te wszystkie, prowadzone z dużym nakładem sił i środków monitoringi, oceny stanów ochrony i trendów jakim podlegają zagrożone siedliska, są po to, żeby starać się poprawić ich stan ochrony. Że wnioski z nich wypływające posłużą administracji rządowej, a także wszystkim innym podmiotom, których ustawowym obowiązkiem jest skuteczna ochrona przyrody, dla podejmowaniu konkretnych, coraz bardziej skutecznych działań. Nic bardziej mylnego. Wygląda na to, że tak jak dyrektora Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska nikt nie rozlicza z liczby utworzonych rezerwatów czy stosunku decyzji odmawiających realizacji szkodliwych dla przyrody przedsięwzięć do tych uzgadniających, tak administracji krajowej nikt nie rozlicza ze stanu ochrony ginących siedlisk czy gatunków w skali kraju. Bo co by się niby miało stać gdyby monitoring wykazał, że stan wszystkich siedlisk chronionych uległ drastycznemu pogorszeniu i jest zły? Gdyby ktoś się nawet czepiał wystarczyłoby krótkie „nie mamy pańskiego płaszcza, i co nam pan zrobi?” Monitoring jest więc swego rodzaju „kroniką upadku”, i w zasadzie tylko tym. To coś jak raporty NIk, którymi nikt się już od dawna nie przejmuje.

Z zapisów NRL wynika ni mniej ni więcej, tylko, że „starej” Unii ponad 30, lat zajęło dojście do tego, żeby w końcu napisać wprost, że kraje członkowskie muszą odtwarzać ginące siedliska, a przede wszystkim skutecznie zapobiegać pogarszaniu ich stanu. Prawdopodobnie w latach 90-tych ubiegłego wieku, kiedy tworzono Dyrektywę i powstawał program Natura 2000 nikomu nie przyszło do głowy, że można myśleć inaczej. Okazało się jednak, że naprawdę można. Tak więc rozporządzenie o NRL jest bez wątpienia potrzebne. Choćby po to, żeby konketniej pokazać cele jakie powinno się osiągnąć i kierunki w jakich zmierzać, żeby przyszły świat stał się ciut lepszy, a przynajmniej nadawał się do życia. Wielka szkoda, że przez te wszystkie lata poszczególne kraje same do tych odkrywczych wniosków nie doszły, a niektórym także dziś trzeba je siłą narzucać.

Czy w wyniku przyjęcia rozporządzenia coś się zmieni, a stan zagrożonych siedlisk zacznie się nagle poprawiać? Dużo zależy od zmiany sposobu myślenia o zadaniach administracji odpowiedzialnej za ochronę przyrody i stawianych jej wymogów. Dziś, gdyby ktoś w obszarze Natura 2000 zaorał wszystkie nieleśne siedliska Natura 2000, a leśne wyciął, i nie znalazłby się nikt, kto w ramach obywatelskiej odpowiedzialności podniósłby alarm, pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował. Gdyby szeregowy pracownik RDOŚ, organu odpowiedzialnego za ochronę przyrody, w drodze do pracy lub na urlop przejeżdżał obok i chciał zareagować, w najlepszym razie otrzymałby od przełożonych reprymendę, bo przecież nikt „sprawy” nie zgłaszał, więc jej nie ma. O tym, że coś jest nie tak RDOŚ mógłby oficjalnie dowiedzieć się np. za 10 lat, przy okazji inwentaryzacji do kolejnego planu zadań ochronnych. I jeśli myślicie, że wówczas podjęte zostałby jakieś kroki, ktoś szukałby winnych i próbowałby ich pociągnąć do odpowiedzialności, to się bardzo mylicie. Po prostu w pewnym momencie krajowy monitoring wykazałby, że stan takich i takich siedlisk, dotychczas właściwy, osiągnął stan zły, i że prawdopodobnie winne są „oddziaływania antropogeniczne”. Kropka. Pewnie „Unia” w końcu dałaby środki na „odtwarzanie”, ale właściwie kto i po co miałby o nie występować? Można się na to co piszę oburzać, może odrobinę przerysowuję, ale z grubsza naprawdę tak to wygląda. To jak myśli i jak działa administracja różnych szczebli, zależy od stanowiącego podstawy jej działania prawa i jego interpretacji, ale jeszcze bardziej od tego czego oczekują od niej rządzący, a od rządzących wyborcy. Póki co, wygląda na to, że poza krótkim okresem w latach 90-tych ubiegłego wieku, taka forma (nie)istnienia i (nie)skuteczności ochrony przyrody, nie tylko kolejnym ekipom rządzącym, ale także nam (prawie)wszystkim bardzo odpowiada.

Ale bądźmy dobrej myśli. Tym razem w NRL zapisano, wydaje się, że konkretnie, że państwa członkowskie muszą opracować krajowe plany odtwarzania ekosystemów zapewniające wykonanie powyższych obowiązków, obejmujące perspektywę do roku 2050, z celami okresowymi. Plany określą między innymi, w ramach wynikających z rozporządzenia, cele dla poszczególnych typów siedlisk i gatunków, środki ochronne i obszary wybrane do ich odtwarzania, monitoring i ocenę efektywności. Projekty planów mają powstać w ciągu 2 lat od wejścia w życie rozporządzenia i będą podlegać ocenie Komisji Europejskiej, której spostrzeżenia państwa są obowiązane wziąć pod uwagę. Plany będą podlegały rewizji co najmniej raz na 10 lat. Gdy postęp będzie niewystraczający z punktu widzenia ogólnych celów, plany muszą być uzupełnione o dodatkowe środki. Gdy Komisja Europejska uzna, że postęp nie jest wystarczający, może żądać przedstawiania jej odpowiednio rozszerzonego planu. W rozporządzeniu zapisano także wprost, że wszyscy mający w tym uzasadniony interes, w tym wszystkie organizacje ekologiczne, muszą mieć możliwość zaskarżenia krajowych planów odbudowy do sądu. Bardzo prawdopodobne jest więc, że wszystko ostatecznie skończy się w sądzie.

Najważniejsze jednak, że ciągle monitorujemy. I będziemy monitorować, aż do końca!


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *